Łęgowik: Zazwyczaj jestem optymistą

0
172

Czekamy na propozycje i jesteśmy w stałym kontakcie z zarządem. Skoro dogadaliśmy się w poprzednim okresie transferowym, to dlaczego mielibyśmy nie znaleźć porozumienia teraz? – mówi Hubert Łęgowik na łamach portalu WP SportoweFakty. Zapraszamy do przeczytania całego wywiadu poniżej:

– Na początku rozmowy muszę panu pogratulować z powodu narodzin synka. Widziałem, że dziecko przyszło na świat pod koniec marca, więc sytuacja w Polsce nie była jeszcze taka zła.

– Dla mnie i dla mojej narzeczonej był to najpiękniejszy dzień w życiu. Sytuacja w Polsce nie jest najlepsza, ale niestety tego nie mogliśmy przewidzieć. Staraliśmy się stosować do wszystkich zasad nałożonych przez polski rząd – m.in. maksymalnie ograniczyliśmy kontakt z innymi osobami. Mogę powiedzieć, że ten czas był dla nas ciężki, ponieważ nie mogłem odwiedzić narzeczonej w szpitalu. Rozstaliśmy się przed szpitalem, a następnie dopiero ją odebrałem. Tak to wyglądało. Nadal zachowujemy wszelkie ośrodki ostrożności, z racji tego, że odporność dziecka jeszcze nie jest taka, jaka być powinna. Najważniejsze, że mały jest zdrowy i silny. Mam nadzieję, że sytuacja się unormuje i wszystko będzie w porządku. Wtedy będziemy się cieszyć, że koronawirus jest za nami.

– Pana narzeczona wspominała jak obecnie funkcjonują szpitale? Pewnie dało się odczuć strach i obawę pracowników przed koronawirusem. Szpitale obecnie przecież nie są najbezpieczniejszym miejscem na świecie.

– Pracownicy zachowywali się bardzo dobrze. Na oddziale ginekologii znajdowali się tylko lekarze oraz pielęgniarki. Nie było żadnych osób trzecich. Wszystkie rzeczy, które musiałem dowieźć przechodziły od razu całą dezynfekcję. Jeżeli chodzi o ginekologię, to pod tym względem byłem raczej spokojny. Szpital, w którym moja narzeczona rodziła nie był żadnym szpitalem zakaźnym, nie miał w ogóle takich oddziałów. Ominęliśmy wirusa szerokim łukiem.

– Inni ludzie nie mają tyle szczęścia. Pana koledzy po fachu mają żony, narzeczone czy też dziewczyny w ciąży, a koronawirus tylko się nasila. Codziennie słyszymy o nowych przypadkach zachorowań.

– Mogę poradzić chłopakom, że powinni ograniczyć kontakty z ludźmi. Jeżeli mają inne zajęcia poza żużlem, to muszą starać się to robić na własną rękę. Tak naprawdę nie wiemy, kto w tym momencie jest zakażony. Ktoś może się dobrze czuć, a i tak być nosicielem – zarówno ja – jak i moi znajomi – nie potrzebujemy takich sytuacji, żeby dzieciaczki przechodziły przez tak groźne choroby. Bądźmy czujni i uważajmy na swoje zdrowie, bo to jest najważniejsze.

– W życiu każdego mężczyzny narodziny dziecka są wspaniałym przeżyciem. W dobie pandemii jednak nie dominuje strach?

– Wydaje mi się, że mimo wszystko większe jest szczęście. Miałem czas na przemyślenia i dokładnie sprawdziłem, co możemy robić, a jakie rzeczy są zabronione. Udało się jakoś uzbroić w tarczę i bardziej na siebie uważaliśmy. Powiem szczerze, że nawet moja rodzina jeszcze nie widziała naszego syna, który ma już cztery tygodnie. Zabezpieczyliśmy to wszystko aż na taką skalę. Dopiero teraz będziemy trochę luźniej do tego podchodzić – moja mama i teściowa w końcu zobaczą się z dzieckiem.

– Żużlowcy startujący w niższych klasach rozgrywkowych mają mnóstwo zmartwień. Nie wiadomo, czy 2. Liga Żużlowa w ogóle ruszy. Jak pan sobie z tym radzi?

– Zazwyczaj jestem optymistą, ale nie ukrywam, że obecna sytuacja nawet na mnie się trochę odbija. Ostatnie pieniądze z żużla zarabialiśmy osiem miesięcy temu. Ja osobiście zajmuję się jeszcze czymś innym, pracuję dodatkowo na własną rękę – te pieniądze mam po prostu na życie. Chciałbym też zarabiać jazdą na żużlu, ale w tej chwili nie ma takiej możliwości. Przyznam szczerze, że już powoli odczuwam tego skutki, bo zawsze w kwietniu były pierwsze mecze, pojawiały się pieniążki od sponsorów, które mogliśmy inwestować w sprzęt. Płynność finansowa była zupełnie inna. Jak występ był dobry, to można było wyjść na plus. W obecnej sytuacji, przy zmniejszonej liczbie spotkań, z pewnością nie będzie możliwym, aby przetrwać kolejny zimowy okres bez dodatkowego dochodu.

– Załóżmy, że liga ruszy. Stawka regulaminowa za punkt nie jest wysoka. Do tej pory nie zarabialiście kokosów, a teraz wynagrodzenia mają być jeszcze mniejsze.

– Pojawiają się głosy, że we wszystkich ligach mają zostać obniżone stawki za punkt. Dobrze wiemy, jaki koszt niesie występ w meczu. Po odjęciu podatków, bo prowadzimy działalność gospodarczą, nie zostanie nam za wiele. Musimy pamiętać, że ceny części nie będą tańsze, a ograniczona liczba spotkań to mniejsza szansa na zarobek. Musimy dogadać się z działaczami, bo każdy za pracę chce dostać pieniądze. My też planujemy odłożyć środki na przyszłość, a nie tylko jechać na pokrycie kosztów. Czekamy na propozycje i jesteśmy w stałym kontakcie z zarządem. Skoro dogadaliśmy się w poprzednim okresie transferowym, to dlaczego mielibyśmy nie znaleźć porozumienia teraz?

– Wspomniał pan na początku rozmowy o izolacji. Jak zatem próbuje pan podtrzymać formę w czasie pandemii?

– Akurat mam takie szczęście, że blisko mojego domu znajduje się las. Nie mam więc żadnych problemów z bieganiem – wychodzę na zewnątrz i już jestem. Szczerze mówiąc, to więcej ludzi spotykam w lesie niż na mieście. Korzystam jednak z tego przywileju i często biegam. Oprócz tego mamy też dużą działkę, gdzie mogę zrobić treningi. Posiadam trochę sprzętu. Może to nie są zajęcia z trenerem, z którym przygotowywałem się przez całą zimę, ale jeżdżę na żużlu już tyle lat i mam wypracowany system. Wiem, co muszę zrobić, aby utrzymać formę. Czekamy na jak najlepsze informacje.

– Cały czas mieszka pan w Częstochowie?

– U mnie nic się nie zmieniło, cały czas mieszkam w Częstochowie. Nie jeżdżę już w drużynie Włókniarza, ale dotychczas w każdym sezonie mogłem trenować na częstochowskim torze. Dziękuję za to prezesowi Michałowi Świącikowi. Teraz, z powodu pandemii sytuacja z pewnością może być nieco inna.

– Treningi i praca. Dużo wolnego czasu pan nie ma.

– Zdecydowanie tak. U mnie ostatnio rodzina się powiększyła, więc tym bardziej muszę mieć jakieś stałe źródło dochodu. Ja pracy się nie boję. Mogę śmiało powiedzieć, że obecnie pracuję, aby to wszystko miało ręce i nogi. Nic innego nie da się już dodać. Po prostu czekamy na informacje ze strony Polskiego Związku Motorowego czy też klubu. Zobaczymy, jakie warunki zostaną nam przedstawione. Nie ukrywajmy – nie każdy zawodnik będzie w tym roku jeździł na żużlu. Jeżeli wydatki będą przekraczać zarobki, to taka jazda nie ma sensu. Nikt nie chce dokładać pieniędzy do swojej pracy. A tak to może wyglądać. Mimo wszystko jestem dobrej myśli. Mam dobry kontakt z prezesami. Myślę, że dojdziemy do porozumienia.

– Stawki idą w dół. Nie zastanawiał pan się nad tym, żeby w ogóle odpuścić ten sezon?

– Wiadomo, że pojawiły się takie myśli. Dałem jednak przed sezonem prezesowi słowo, chcę jeździć dla ekipy z Opola. Prezes też podszedł poważnie wobec mojej osoby. Jak dwie strony chcą dojść do porozumienia, to jest duża szansa, że tak właśnie się stanie. Dogadaliśmy się w listopadzie, więc dlaczego teraz nie mamy się dogadać? Uważam, że z roku na rok jest widoczny progres w moich wynikach, dysponuję coraz lepszym sprzętem. Zależy nam na jak najlepszym wyniku drużyny. Nie jestem chłopakiem gołosłownym, tylko jak za coś się biorę, to walczę o to do samego końca. Musimy wypracować kompromis. Mamy kryzys, ale żyć z czegoś trzeba. Ja jakoś sobie radzę, ale niektórzy koledzy nie mają dochodów. Co mają zrobić w takiej sytuacji?

– W środowisku pojawiają się głosy, że niektórzy po zakończeniu pandemii mogą nie wrócić do żużla. A szczególnie, jeśli rozgrywki w 2020 roku się nie odbędą.

– Wszyscy są za tym, żeby odjechać ten sezon. Każdy z nas kocha ten sport, robi to przez tyle lat i chciałby jechać dalej. Życia jednak się nie oszuka. Pieniądze, które otrzymaliśmy na przygotowanie do sezonu, dawno już zostały zainwestowane w sprzęt. Kontrakty się zmieniają. Nie mamy pojęcia jak będzie w przyszłości. Wracając do pytania – tak, faktycznie rozmawiałem z kolegami, nawet z zawodnikami z innych zespołów. Żużlowcy z PGE Ekstraligi oraz eWinner 1. Ligi prawdopodobnie będą mieć obniżone stawki za punkt, 2. Liga Żużlowa też, ale… nikomu nie zaglądam do portfela, tylko z czego mają nam obcinać stawki? Ciężka sytuacja. Przetrwają ci, którzy już coś odłożyli, mają dobrze zabezpieczonych sponsorów albo jeździli przez wiele lat na wysokim poziomie. Pojawiają się informacje dotyczące transmisji telewizyjnych. Mam nadzieję, że ten pomysł uda się wcielić w życie, ponieważ skoro kibicie nie mogą przychodzić na stadiony, to będą mieli możliwość oglądania nas na ekranach. Wiele meczy 2. Ligi Żużlowej jest bardzo atrakcyjnych, a akcje i mijanki wcale nie muszą ustępować tym, które są znane z transmisji wyższych lig.

– W razie czego ma pan przygotowany plan B?

– Na razie zajmowałem się sportem na tyle, że nie myślałem o innej branży. Dotychczas pracowałem dodatkowo, ale po sezonie. Wydaje mi się, że około 90 procent żużlowców tak robi. Ten sport naprawdę wymaga poświęceń, czasu, wielu godzin spędzonych w warsztacie czy mnóstwo przejechanych kilometrów. Czasami jesteśmy też zmęczeni psychicznie. Niektóre zawody nie wychodzą i człowiek potrzebuje czasu, aby odpocząć po słabym występie. Sezon jest krótki, leci bardzo szybko. Trzeba pół roku przeznaczyć na pracę, przygotowania do kolejnych zmagań i zakupy, a dokładnie chodzi o inwestycje w sprzęt. Wszystko kosztuje. Trener personalny też dostaje pieniążki. Nie jeździmy, ale to nie znaczy, że nic nie wydajemy.

– Zainwestował pan w domową siłownię?

– Z siłowni bardziej korzystałem w listopadzie, a później robiłem wiczenia na ciężarze własnego ciała. Dużo większy nacisk kładłem na wytrzymałość niż typowo na siłownię. Cenię szczególnie zajęcia na drążku, dochodzi oczywiście bieganie. Znacznie więcej mam ćwiczeń cardio i za bardzo nie siłuję się ze sztangą. Mam kilka przyrządów, które trzymam w domu, świetnie się spisują, dlatego teraz z nich korzystam. Można też trenować na motocrossie. To fajny sposób na zabicie wolnego czasu i element przygotowań do sezonu. Niestety musiałem sprzedać swojego crossa, szukałem czegoś nowszego. Obecna sytuacja jest taka, że wszystko jest wstrzymane, więc pieniążki przeznaczyłem na żużel i na życie. Z tego powodu crossa odpuściłem, ale przed sezonem na pewno wyjadę.

– Macie skład na awans? Na papierze faworytem wydaje się ekipa Wilków Krosno.

– Mamy jasny cel – chcemy osiągnąć jak najlepszy wynik. Pamiętajmy jednak, że to tylko sport. Nie chcę składać deklaracji i oceniać siły wszystkich drugoligowych drużyn. Wszyscy w Opolu mamy jakiś bagaż doświadczeń. Myślę, że potrafimy jeździć na żużlu. Sezon sezonowi jest nierówny. Tor zweryfikuje nas oraz naszych przeciwników. My na pewno będziemy dawać z siebie 100 procent, aby wygrać rozgrywki.

– Przed rokiem przegraliście dwumecz półfinałowy z zespołem z Poznania. Czyli teraz zawieszacie sobie poprzeczkę znacznie wyżej.

– Z chłopakami dobrze rozumiemy się na torze. W listopadzie doszło do nas paru dobrych zawodników, którzy w poprzednich latach byli silnymi punktami swoich drużyn. Mamy naprawdę fajnego trenera – Marka Mroza. Opolski tor zna jak własną kieszeń i jest świetnym mentorem. Na pierwszym obozie fajnie nas zmotywował, ale oczywiście dał nam mocno w kość, bo treningi były dosyć intensywne. To wszystko fajnie się zawiązało i mamy super ekipę. Oby przełożyło się to na wyniki.

– Jako pierwsi wyjechaliście na tor w 2020 roku.

– Mieliśmy łącznie dwa treningi. Przyjechali też żużlowcy Falubazu Zielona Góra, ponieważ ten klub jest takim naszym sojusznikiem i razem współpracujemy. Działa to w dwie strony, możemy też pojawić się na treningu w Zielonej Górze. Zapraszał nas tam trener Piotr Żyto, którego z tego miejsca pozdrawiam. Naturalnie, teraz z powodu pandemii nie będzie to takie proste, aby jechać i trenować na torze innego klubu. Szybko mogliśmy wyjechać na opolski obiekt, pogoda była świetna. Na drugim treningu została założona taśma i na luźno pojeździliśmy. Poczuliśmy przynajmniej adrenalinkę po raz pierwszy w 2020 roku.

– Motocykle są już pewnie zakurzone.

– Moje motocykle są gotowe. Czekam jeszcze tylko na jeden zamówiony silnik. W połowie został już opłacony. Musimy uzbroić się w cierpliwość i wyczekiwać na znak. Będziemy potrzebowali trochę czasu, aby dograć sprzęt. Przed sezonem zazwyczaj odbywamy kilka treningów i sparingów, robimy selekcję i wybieramy najszybsze motocykle na spotkania ligowe. Teraz ten okres może być trochę krótszy i trzeba się będzie jeszcze bardziej skoncentrować. Myślę, że jednak jesteśmy na tyle doświadczonymi zawodnikami, aby jakoś sobie z tym problemem poradzić. Pierwszy mecz miał odbyć się w Rzeszowie. Lubię jeździć na tym torze, więc powinienem się w miarę szybko dopasować. Postaramy się przywieźć cenne punkty dla klubu.

– Jest pan spokojny o miejsce w składzie? Kilku nowych zawodników zostało zakontraktowanych i zrobił się tłok w formacji seniorskiej.

Mamy wielu chętnych do jazdy. W naszym klubie najważniejsze są treningi. Jeżeli będzie trzeba walczyć o miejsce w składzie, to jestem na taką rywalizację przygotowany. Śmiało stanę pod taśmą i niczego nie będę się bał. Tyle lat jeżdżę na żużlu, zawsze walczyłem o swoje, więc dla mnie to nie jest żadna nowość. Takie treningi czasami są bardziej wyczerpujące niż mecze – mentalnie, sprzętowo i fizycznie. Nastawiam się na to, że bez problemu wywalczę sobie udział w każdym spotkaniu. Na szczęście mam niezawodne grono sponsorów, którzy pomimo tego, że odczuwają skutki obecnego kryzysu, służą swoim wsparciem tak jak to możliwe, za co im serdecznie dziękuję. Pozdrawiam kibiców i do zobaczenia jak najszybciej.

Autor: Sebastian Zwieka
źródło: sportowefakty.pl

Komentarze

komentarzy