Atmosfera wokół Kolejarza jest napięta. Na mecz z Orłem ŁódĽ nie dotarli Ricky Kling i Ulrich Oestergaard. Spotkanie odwołano, ale absencja zawodników pozostaje zagadką.

Jerzy Drozd: Oestergaard w sobotnie południe poinformował, że nie przyjedzie, bo dopadła go grypa żołądkowa. W niedzielę rano zadzwonił Kling z podobną wiadomością. Czy mówili prawdę, ciężko powiedzieć.

Nie wierzy pan żużlowcom?

W tygodniu kontaktowaliśmy się z zawodnikami. Cieszyli się z zaproszenia na mecz. Byli zmotywowani, chcieli wspomóc zespół. A potem odmówili przyjazdu. Trudno uwierzyć, że te same dolegliwości spotkały obu w tym samym czasie. Potwierdzenia nie mam. Nie będę robił śledztwa i sprawdzał, czy byli chorzy.

Kibice wietrzą spisek działaczy. Mówią, że Kolejarz uknuł choroby, by nie ściągać stranieri i zaoszczędzić pieniądze.

To bzdura. Mam pokazać fanom bilingi rozmów?! Mobilizowaliśmy się na pojedynek z Orłem. Chcieliśmy wygrać i przedłużyć szanse na pierwszą czwórkę. Wobec Klinga i Oestergaarda mamy zaległości, ale nie są one duże. Podobne są w każdym w zespole. Wynikają ze słabej frekwencji i odwołanych spotkań. Obcokrajowcy posiadają wysokie pensje. Nie mogą narzekać na finanse. Długi są, w miarę możliwości, regularnie spłacane. Klub ma dobrą opinię, bo poprzednie sezony kończył bez zadłużeń. W tym powinno być tak samo. Zawodnicy z poślizgiem, ale pieniądze by otrzymali. Nie rozumiem, dlaczego nie zjawili się na meczu.

Zabrakło im cierpliwości?

Być może. Docierają do nas różne plotki. Niektóre przechodzą pojęcie. Trudno w nie uwierzyć, ale mogą się okazać prawdą. Szwed i Duńczyk na absencji tylko stracą. Wedle kontraktu mamy prawo ich zawiesić. Zawodnik odmawia przyjazdu tylko, gdy startuje w imprezie, na którą jest przez federację delegowany, lub gdy jest chory. Czekamy na zwolnienia lekarskie od Klinga i Oestergaarda. Jeśli ich nie dostarczą, zostaną zawieszeni bądĽ ukarani finansowo. Pogorszy się też ich reputacja.

Kling nie sprawiał dotychczas problemów.

Oczywiście. Wydawał się ułożonym i ambitnym chłopakiem. Inna sprawa, że nie zawsze dobrze punktował. Jego prawą ręką i opiekunem jest Leszek Stefankiewicz, nasz mechanik. Gdy Leszek dowiedział się o nieobecności Klinga, złapał się za głową. Nie potrafił uwierzyć, że Szwed odmówił przyjazdu. To mu się nie zdarzało. Pan Stefankiewicz często odbierał Klinga z lotniska. Długo z nim rozmawiał, także o klubie. Zawodnik na nic nie narzekał, był zadowolony z warunków.

Co z Benem Barkerem? Anglik nie znalazł się w awizowanym składzie na mecz z Orłem.

Z Barkera zrezygnowaliśmy. To niepoważna osoba. Zaczęło się od spotkania w Lublinie, na które Anglik został zaproszony. Dzień wcześniej był rezerwowym w Grand Prix Wielkiej Brytanii. Rozważaliśmy, jak ma dotrzeć do Lublina. Gd znaleĽliśmy korzystne połączenie, Barker zażądał spłaty zaległości. W innym razie groził protestem. Szukaliśmy funduszy w każdym Ľródle. I udało się. W czwartek wykonaliśmy przelew i wysłaliśmy faksem potwierdzenie. Zapłaciliśmy tyle, ile zawodnik żądał. A Barker zlekceważył klub i odmówił przyjazdu. Tłumaczył, że pieniądze nie wpłynęły na konto. Czy tak się zachowuje profesjonalista? Po pojedynku z Wandą Kraków dzwoniliśmy do niego jeszcze raz. Prosiliśmy, żeby jednak przyjechał. Wyjaśnialiśmy, jaka jest sytuacja. Kontuzji doznał Michał Mitko, na siłach nie czuł się Adam Czechowicz, a Jan Holub miał zajęty termin. Prośby nie przyniosły skutku, a Anglik udowodnił, że lekceważy Kolejarza i kibiców.

Barkera uwielbiali kibice, a koledzy z drużyny podkreślali, że jest dobrym duchem. Zawodnik pokazał drugie oblicze?

Od jego przyjścia rozpoczęły się kłopoty. Realizowaliśmy jego kaprysy, a pozostali stranieri domagali się podobnych przywilejów. Barker spełnił oczekiwania sportowe. JeĽdził, jak wymagaliśmy. Ale jego zachowanie- pomoc kolegom, rady dla toromistrza- były grą pozorów. Zjednywał fanów. Naprawdę klub miał w nosie, a wynik drużyny go nie interesował. Na niedzielnym spotkaniu też miał się pojawić. Ustaliliśmy, że resztę zaległości uregulujemy na miejscu. Żeby nie było nieporozumień, jak poprzednim razem. Barker początkowo przystał na propozycję, lecz póĽniej się rozmyślił. Przyczyn nie podał. To nas zdenerwowało. Jednak w sobotę gdy dowiedzieliśmy się o absencji Oestergaarda, sytuacja stała się trudna i zdecydowaliśmy się na kolejną rozmowę z Anglikiem. Ten znów odmówił. Co więcej, zabrał ze sobą motocykl, który klub mu użycza, na którym zdobywał punkty. Tak, Barker ocierał się o komplet, jadąc na klubowej maszynie!

Zaginął słuch o Mariuszu Frankowie. Zawodnik nie pojawia się na treningach i sprzedaje swój motocykl.

Do Frankowa dzwoniliśmy przed meczem w Lublinie. Choć nie trenował, nie dawał znaków życia, chcieliśmy na niego postawić. Długo nie odbierał telefonów. Gdy to zrobił, poinformował, że nie przyjedzie. Tak się zawodnik odwdzięcza klubowi za zaangażowanie i pomoc w przygotowaniach. A przed sezonem Franków obiecywał wiele. Był bojowo nastawiony, chciał powrócić do wysokiej formy. Na chęciach się skończyło. Skoro sprzedaje motocykl, to postanowił zakończyć przygodę z żużlem.

Do Lublina nie pojechał też Adam Czechowicz. Wyjaśniał, że nie poradzi sobie na przyczepnym torze. Ma pan do niego pretensje?

Absolutnie. Adam powracając po chorobie zastrzegł, że może startować tylko na własnym owalu. Spotkania wyjazdowe postanowił odpuścić, w obawie o osłabiony organizm. Ja to rozumiem. Zdrowie jest najważniejsze, a przed Adamem jeszcze długa kariera. I tak jestem pod wrażeniem jego postawy. Wydawało się, że sezon ma z głowy. Mimo sprzeciwu lekarzy postanowił wrócić. Nie potrafił patrzeć na słabe występy kolegów. Dziękuję mu za pomoc. To kapitan z prawdziwego zdarzenia.

Kolejarz na udział w rundzie finałowej ma iluzoryczne szanse. Musiałby wygrać z Orłem ŁódĽ i w Ostrowie. Wierzy pan w sukces?

Jako prezes muszę wierzyć, choć wiem, jak trudne zadanie przed nami. Bierzemy pod uwagę niepowodzenie i koniec sezonu w sierpniu. To byłaby tragedia dla nas i kibiców, ale sprawy potoczyły się pechowo.

Mecz z Orłem w piątek. To wyklucza udział Ricky Klinga, który jedzie w lidze angielskiej.

Zabraknie też Oestergaarda i Barkera. Oni również mają zajęte terminy. Nawet gdyby mieli wolne, to nie skorzystalibyśmy z nich. Nie będziemy błagać zawodników o przyjazd, skoro oni lekceważą klub i nie gwarantują zdobyczy. Kling z Oestergaardem dostawali szanse i często zawodzili. Przykładem może być pojedynek w Pile czy Krośnie. W ich miejsce wystąpią Fritz Wallner i Ilia Bondarenko. Tych zawodników ściągamy awaryjnie; naszych barw mieli już nie reprezentować. Sytuacja zmusiła nas do innych rozwiązań. Mam nadzieję, że Wallner i Bondarenko zmobilizują się i nie dają plamy. W końcu też coś potrafią. Chyba mają więcej ambicji od Oestergaarda czy Barkera.

Spodziewał się pan przed sezonem końca rozgrywek w sierpniu?

Pewnie, że nie. Na papierze byliśmy jednym z faworytów. Jednak od początku prześladował nas pech. Nikt nie mógł przewidzieć, że Dawid Cieślewicz dozna kontuzji, a choroba Czechowicza okaże się poważna. Adam Pawliczek, ściągnięty jako strażak, był w znakomitej formie i też dopadł go uraz. Pech nie ominął Michała Mitko. A kto się spodziewał, że Igor Kononow, Christian Ago czy Max Dilger zamiast postępów, zrobią krok w tył? Po udanym poprzednim sezonie liczyliśmy, że w tym staną się liderami, a zawiedli na całej linii. Gdyby wszystko potoczyło się tak, jak oczekiwaliśmy, to walczylibyśmy o awans.

W czym upatruje pan przyczyn słabej formy zawodników?

Chyba niewłaściwie przygotowali się do sezonu: sprzętowo i fizycznie. Może zbyt dobrze ich traktowaliśmy? Mieli zapewnione cieplarniane warunki- mieszkanie, jedzenie, sprzęt… Teraz wiem, że powinniśmy postępować twardo. Po słabych występach zawiesić czy obniżać pensje. Każdy popełnia błędy. My także i się od tego nie odżegnujemy. Jednak z ręką na sercu stwierdzam, że zrobiliśmy bardzo dużo. Sęk w tym, iż nie każdy ruch był właściwy. Niech to będzie nauczką na przyszłość.

Kolejarza nie rozpieszczała też pogoda.

To nasza zmora. Aż dziesięć imprez odwołano z powodu złych warunków! Trzykrotnie udawaliśmy się do Krosna, co pochłonęło ogromnie pieniędzy. Pogoda odstraszała ponadto kibiców. Albo było bardzo mokro, albo upalnie. To nie przyciągało na trybuny. Dodam, że od kiedy jestem w klubie, tak niskiej frekwencji nie widziałem. A publiczność jest największym sponsorem. Po raz pierwszy dochody ze sprzedaży biletów nie pokrywały kosztów organizacji. Wiem, że wynik zespołu nie zachęcał do przybycia, ale nawet po niezłych meczach, na następny przychodzili tylko najwierniejsi kibice.

Jaka jest sytuacja finansowa klubu?

Nienajlepsza. Przyczynia się do tego nie tylko słaba frekwencja, ale też brak sponsorów i dotacji od władz. Niewiele firm wspiera Kolejarza. Tym, którzy to robią dziękuję i proszę o kredyt zaufania. Bez pieniędzy nie osiągniemy sukcesu. Z klubem jest miasto, które wyremontowało szatnie i przeznaczyło pieniądze na bieżącą działalność. Gorzej z Urzędem Marszałkowskim. Obiecano nam wyższe wsparcie w porównaniu z zeszłym sezonem. Okazuje się, że dostaniemy nie więcej, a mniej! A pieniędzy jeszcze nie otrzymaliśmy, choć w poprzednich latach o tej porze już były na koncie. To dezorganizuje klub i budżet. Musimy szukać dodatkowych funduszy, by załatać dziurę w budżecie. Sytuacja nie jest łatwa. Prosimy kibiców, by licznie przychodzili stadion. Tu nie chodzi tylko o klub, lecz przyszłość speedway’a w Opolu. Wspólnie możemy zdziałać wiele.

Nie sądzi pan, że Kolejarz jest słabo wypromowany marketingowo? To również wpływa na frekwencję.

Jak najbardziej. Opole nie posiada sportowej wizytówki. Kiedyś była nią Odra, obecnie czwartoligowa drużyna piłkarska. Marzymy, by z miastem Opole automatycznie kojarzył się żużel. Tak jest w Zielonej Górze. Z łezką w oku oglądałem Festiwal Piosenki Radzieckiej. Konferansjerzy mówili o czterech najważniejszych rzeczach w Zielonej Górze. Na pierwszym miejscu wymienili żużel. W dalszej kolejności wspominali o winie, muzyce i kobietach. Powtarzali to kilka razy, a publiczność przytakiwała. Nie wiem, czy dożyję podobnej sytuacji w Opolu. Staramy się reklamować speedway, ale do sukcesu potrzebna jest pomoc miejskich władz, sponsorów, mediów i kibiców.

Myśli już pan o następnym sezonie?

Powoli tak, ale wpierw trzeba uregulować długi, by klub mógł otrzymać licencję. Najcięższy i kluczowy będzie paĽdziernik. Gdy wyjdziemy na „zero”, zaczniemy zastanawiać się nad kadrą i wzmocnieniami. Ten sezon pokazuje, że warto stawiać na polskich zawodników. Nie są tańsi od obcokrajowców, ale zazwyczaj ambitniejsi. Oni czują presję. Integrują się z zespołem, przyjeżdżają na treningi i walczą o skład. Teraz tej walki brakuje. Obcokrajowcy dostają zaproszenie, znajdują się w składzie, zdobędą kilka punktów, zgarniają kasę i powracają do domu. Wynik drużynowy ich nie interesuje. Polacy, w przewadze, wykazują większe zaangażowanie. Są pod ręką, możemy sprawdzić, co się z nimi dzieje. Optymalnie byłoby skompletować kadrę będącą mieszanką młodzieży z rutyną.

Dojdzie do zmian w zarządzie?

Tego nie wykluczamy. Skróciliśmy kadencję o rok. Wybory odbędą się paĽdzierniku. Szukamy nowych twarzy. Jeśli ktoś ma pomysł na funkcjonowanie klubu, zapraszamy na zebranie i wybory. Kolejarz nie jest prywatnym folwarkiem. Każdy może stać się, za niewielką opłatą, członkiem klubu. Przyspieszymy walne posiedzenie. Tam podsumujemy sezon. Rozważymy przyczyny niepowodzeń. Można się spodziewać wiążących decyzji.

Wspomina pan o miernej frekwencji. To problem nie tylko Kolejarza.

Tendencja zniżkowa jest zauważalna. Trybuny świecą pustkami nawet w ekstralidze. Stąd pojawiają się kłopoty finansowe. Trzeba coś zrobić. Rozwiązaniem byłoby stawianie na wychowanków.

Na tych Kolejarz czeka od trzech lat.

Staramy się to zmienić. Działa szkółka, do której uczęszcza pięciu chłopaków. Widać ich postępy. Przynajmniej jeden powinien zdać licencję w tym roku. Zapału im nie brakuje. Szkółkowicze korzystają z dobrego sprzętu, przygotowywanego przez Leszka Stefankiewicza. Nad wszystkim czuwa trener Andrzej Maroszek.

Jest pan zadowolony z pracy trenera?

Rozmawiałem niedawno ze szkoleniowcem. Analizowaliśmy bieżący sezon i sytuację w tabeli. Maroszek to dobry fachowiec. Wie, co robi, a ponadto zżył się z klubem. Wiadomo, zdarzają mu się błędy. O to nietrudno, gdy jedni zawodnicy doznają kontuzji, drudzy mają fochy, a pozostali spisują się słabo. Stąd wynikają problemy z ustawieniem składu. Jeśli trener wyrazi taką wolę, to będzie piastował swą funkcję także w przyszłym sezonie.

Prawdopodobnie piątkowe spotkanie będzie w tym sezonie ostatnim w Opolu.

Chcieliśmy się zrehabilitować za klęskę w Lublinie i wystąpić w optymalnym składzie. Niestety, zawodników przestał obchodzić interes klubu. Musimy postawić na tych, którzy chcą jeĽdzić. Wierzę, że ostatnie ligowe spotkanie rozegramy we wrześniu. Niezależnie od tego, jak będzie prosimy kibiców o obecność na stadionie. Zarówno w piątek, jak podczas półfinału Mistrzostw Europy Par. Imprezy o takiej randze jeszcze w Opolu nie było. Doceńmy ten fakt i zapełnijmy trybuny. Chcemy wpływami z biletów pokryć koszty organizacji.

Co z rozgrywanym corocznie turniejem Jerzego Szczakiela? W jubileuszowym roku miał mieć wyjątkową obsadę.

Takie były założenia. Turniej Szczakiela miał wieńczyć udany sezon. Chcieliśmy skompletować silną obsadę, a po zawodach zorganizować fetę z okazji jubileuszu. Rzeczywistość zweryfikowała plany. Czynimy starania, by turniej doszedł do skutku. Zastanawiamy się jednak na jego sensem. W poprzednich latach cieszył się małym zainteresowaniem i przynosił straty. Nie ma gwarancji, że w tym roku byłoby inaczej, nawet przy mocnej obsadzie. Opolanie nie lubią zawodów indywidualnych. Na tegoroczny ćwierćfinał IMP przyszli najwierniejsi kibice. W zeszłym sezonie na półfinale tej imprezy naliczyliśmy niecałe trzy tysiące fanów. To niewiele, zważywszy na silną stawkę. Dlatego niewykluczone, że turniej Jerzego Szczekiela nie odbędzie się. Zaoszczędzone pieniądze przeznaczylibyśmy na bieżącą działalność. To nie przypadnie do gustu kibicom, ale pomoże klubowi.

¬ródło: sportowefakty.pl

Komentarze

komentarzy