W rozmowie z redaktorem Michałem Wachowskim dla portalu Sportowefakty.wp.pl Wojciech Załuski, były już trener Kolejarza Opole przedstawia kulisy swojego odejścia oraz pracy z opolską młodzieżą i prowadzenia zespołu ligowego w minionym sezonie.
Michał Wachowski, WP SportoweFakty: Początek ligi nie wyszedł opolskiemu Kolejarzowi najlepiej i szybko dokonano roszady na stanowisku menedżera. Jak wspomina pan przygotowania do sezonu oraz pierwsze mecze?
Wojciech Załuski (były trener Stal-Met Kolejarza Opole): Wspólnie z Adamem Giernalczykiem z zapałem opracowywaliśmy plan przygotowań do ligi. Adam wcześniej prowadził przedsezonowe rozmowy z żużlowcami, którzy byli w kręgu zainteresowań kierownictwa klubu oraz dokonywał analizy propozycji wypływających z zarządu, który negocjował ostatecznie warunki i kontraktował zawodników. Oficjalna prezentacja zespołu w uroczystej oprawie miała miejsce na początku lutego przed dwutysięczną widownią podczas Opolskiej Gali Żużla na Lodzie organizowanej przez Hawi Racing Team. W lutym nastąpiły taż zmiany w zarządzie Kolejarza, z którego odeszli Andrzej Hawryluk i Piotr Kumiec, a w ich miejsce pojawili się panowie Piotr Żyto i Lucjusz Bilik. Kalendarz rozgrywek nie był dla nas przychylny, ponieważ trzy pierwsze mecze mieliśmy do objechania z drużynami aspirującymi do wyższej ligi i choć braliśmy pod uwagę niekorzystne rozstrzygnięcia to przekonaliśmy zarząd, że trzeba podjąć walkę desygnując najlepszych zawodników.
Początek pierwszego meczu ze Startem w Gnieźnie należał do naszych rywali, jednak później zaczęliśmy odrabiać straty, ale ostatecznie nie udało się ich dogonić. Zależało nam jednak, aby strata punktowa była jak najmniejsza w kontekście spotkania rewanżowego i możliwości uzyskania w dwumeczu punktu bonusowego. Inne spojrzenie mieli jednak nasi zwierzchnicy, ponieważ wymuszono na nas nie desygnowanie do jazdy dobrze spisującego się Kevina Wolberta. Była to ze strony zarządu oczywista ingerencja w naszą pracę, ale wtedy potraktowałem ją incydentalnie. Niestety, w kolejnych meczach zawodzili polscy seniorzy, którzy dobrze prezentowali się na treningach, przez co nie udawało nam się osiągnąć korzystnego rezultatu. Jako jeden z powodów porażek w Opolu podawali inne przygotowanie toru na starcie w stosunku do warunków jakie panowały podczas przedmeczowych treningów. W efekcie zamiast od początku mieć przewagę nad rywalami, nasi zawodnicy przegrywali starty i musieli szukać nowych ustawień w motocyklach, aby podjąć skuteczną walkę na torze.
Dlaczego tak było? Proszę mnie o to nie pytać. Za przygotowanie nawierzchni odpowiedzialny był Piotr Żyto. Najbardziej zabolała nas porażka na własnym stadionie z KSM-em Krosno, do czego przyczyniło się pogubienie sporej liczby punktów w pierwszej fazie meczu oraz wykluczenie Denisa Gizatullina za ustawienie się na starcie motocyklem z niekompletnym przednim błotnikiem, który ułamał się podczas wcześniejszej kraksy na torze. Za tą sytuację wylano pomyje na mnie i Giernaczyka, a przecież w tym czasie w parkingu był kierownik parku maszyn, jak i również Piotr Żyto, który także nie zwrócił uwagi na ten błotnik, ale skrupulatnie rozliczał nas ze wszystkiego. Z perspektywy czasu uważam, że wówczas wytworzono sztuczne ciśnienie, aby doprowadzić do zmian w sztabie szkoleniowym, choć tak naprawdę powodów do tego nie było. Pewnie już wtedy uknuto pozbycie się Adama Giernalczyka, co w końcu nastąpiło w sposób mało elegancki, zaś mi utrudniano pracę i uniemożliwiano przeprowadzanie treningów.
Prezes Grzegorz Sawicki na menedżera zespołu ligowego dość szybko powołał Piotra Żytę, do którego widocznie miał większe zaufanie niż do pana czy Giernalczyka.
Prezes Sawicki miał określoną koncepcję angażując mnie i Giernalczyka do prowadzenia zespołu ligowego. Pojawienie się Piotra Żyty w zarządzie pewnie wywróciło tę koncepcję do góry nogami i wiadomo było, że do zmian prędzej, czy później dojdzie. Tym bardziej, że widać było, że na prezesa ma on spory wpływ. W sporcie coś osiągnąłem, czym inni nie mogą się wykazać i wiele zrobiłem dla naszego opolskiego żużla, więc widząc, co się dzieje uznałem, że nie będę swoim nazwiskiem firmować czegoś, na co nie mam większego wpływu i z czym się nie zgadzam, dlatego zaproponowałem prezesowi Sawickiemu, że w klubie mogę zajmować się młodzieżą i szkółką. A on na to przystał. Wśród juniorów największe postępy zrobił Jarek Krzywosz, swoją jazdę znacznie poprawił Tomek Olczak, w czym duży udział ma także Marek Mróz, a Kamil Kamiński złapał wreszcie właściwy styl, choć u niego widać jeszcze braki kondycyjne. Szkoda tylko, że Krzywosz z powodów proceduralnych dopiero od połowy maja mógł reprezentować opolski klub w zawodach, zaś Olczak przez kontuzję odniesioną podczas treningu musiał mieć przymusową przerwę w startach. Ostatecznie jednak pozwolono mi pracować tylko ze szkółkowiczami.
W poprzednich dwóch latach opolska szkółka żużlowa dość dobrze funkcjonowała. Jak to wyglądało w tym sezonie?
W poprzednim okresie szkółka wyszkoliła czterech adeptów, którzy uzyskali licencje żużlowe, z czym wcześniej było dużo gorzej. Świetną pracę w 2015 roku wykonał Piotr Żyto, a ja w kolejnym roku kontynuowałem jego dzieło. W tym sezonie miało być jeszcze lepiej, jeżeli chodzi o szkolenie młodzieży, ale rzeczywistość okazała się inna. Zapowiadany nabór młodzieży do szkółki nie został przeprowadzony, podobnie jak nie został zrealizowany zakup motocykli. W szkółce od początku było dwóch adeptów z ubiegłego roku, którzy posiadają własny sprzęt, a jeden z nich trenuje także na motocyklu przekazanym do klubu przez Hawi Racing Team. Są to bardzo młodzi chłopcy, których czeka dużo pracy. Obaj mają dopiero po 15 lat. Później pojawił się jeszcze jeden adept ze swoim motocyklem.
Co było dalej?
W połowie sezonu mówiłem prezesowi, że muszą oni jak najwięcej czasu spędzać na torze, aby właściwie ich przygotować do egzaminu. Niestety, wielokrotnie treningi były odwoływane jak mi powiedziano z uwagi na to, że klub nie będzie ponosić kosztów wyłącznie dla adeptów. Zasmuciło mnie takie nastawienie przez osoby, które godząc się na pracę w zarządzie powinny dbać o rozwój naszej dyscypliny i wspierać wykonywaną przeze mnie pracę. Zderzając się z taką postawą w końcu sam zorganizowałem na te treningi toromistrza i zabezpieczenie medyczne, bo szkoda mi tych chłopaków, którzy chcą trenować żużel. Dodatkowo chętnym do potrenowania w Opolu był także Adrian Woźniak, który miał długą przerwę spowodowaną kontuzją, jakiej nabawił się podczas zawodów młodzieżowych na naszym torze w ubiegłym roku, ale stanowczo przeciwstawił się temu Piotr Żyto, który stwierdził, że Woźniak w Opolu trenować nie będzie tak długo, jak on będzie miał na to wpływ, zresztą podobna sytuacja była z Tomkiem Rempałą, o czym zdenerwowany sam mi powiedział, powołując się na rozmowę jaką odbył z nowym opolskim menedżerem.
No cóż, te przykłady pokazują na jakieś prywatne stare porachunki, a przecież Kolejarza Opole nie jest prywatnym klubem Piotra Żyty, czy kogokolwiek innego. Tak na marginesie, niezrozumiałym postępowaniem było także zaproszenie do Opola na treningi przedmeczowe juniorów z Rybnika, którzy jak wiadomo już wtedy zasilali naszych drugoligowych przeciwników, co z pewnością nie było działaniem w interesie klubu ze Wschodniej. Wracając do naszych szkółkowiczów, to prezes klubu powiedział mi, że z przyczyn ekonomicznych mogą oni trenować tylko wtedy, kiedy będą się odbywały treningi seniorów. W praktyce było inaczej. Podczas treningów przedmeczowych zabrakło już możliwości wyjazdu na tor dla adeptów szkółki, ale dla miniżużlowca, nad którym pieczę sprawuje Piotr Żyto, taka sposobność już była. Uważam, że to nie jest w porządku. Praca z młodzieżą nie może odbywać się w chaosie i wiecznie być od czegoś warunkowana. Klub myśląc o przyszłości musi zainwestować w szkółkę, a w Opolu obecnie takiej chęci i możliwości najwidoczniej nie ma.
Czy chce pan przez to powiedzieć, że szkółka dla klubu stanowi balast?
W pewnym sensie tak to wygląda, o czym świadczą fakty związane z brakiem zakupu motocykli, akcesoriów, czy odzieży żużlowej oraz ograniczeniami w zakresie przeprowadzania zajęć na torze. W treningach odbywających na naszym obiekcie czasami biorą udział zawodnicy z innych klubów – między innymi trenował tutaj Hubert Łęgowik, czy Maksym Drabik zapraszany przez Darka Chwista, kiedy był jeszcze w zarządzie. Tacy żużlowcy w zamian za taką możliwość przekazują do szkółki niepotrzebny im sprzęt i jest to jeden ze sposobów powszechnie stosowanych na skompletowanie strojów dla nowych adeptów. Ale co z tego, skoro zamiast dla adeptów takie „wyjeżdżone” kaski, czy buty przekazuje się zawodnikom ligowym. Nawet koła czy tłumiki z motocykli szkółkowiczów były wykorzystywane jako części zamienne dla ligowców. Miały być zakupione w tym roku motocykle do szkółki i nic takiego nie nastąpiło. W poprzednim sezonie w garażu klubowym takie motocykle były, a ponadto zrobione zapasy opon żużlowych i innych części, z których korzystali zawodnicy, a teraz z tym był duży kłopot. Kiedyś gospodarzem stadionu i zarazem toromistrzem był Leszek Strokowski, który przebywał na stadionie niemalże codziennie. Dbał on o obiekt z dużym zaangażowaniem i robił fantastyczną atmosferę, więc można było zawsze przyjść i coś porobić z młodzieżą, ale ta osoba najwidoczniej komuś bardzo przeszkadzała i została zwolniona, a szkoda.
Z konieczności zajęcia ogólnorozwojowe odbywały się w moim prywatnym ogrodzie pod okiem dobrze znanego w opolskim środowisku Józefa Nowakowskiego, specjalisty od kondycji fizycznej wielu pokoleń żużlowców, który chętnie je przeprowadzał. Pomimo braku naboru z prawdziwego zdarzenia zgłaszali się rodzice ze swoimi dziećmi, abym je trenował, ale jak to robić, kiedy wyznaczane przeze mnie treningi „góra” je odwołuje, a na dodatek nie ma na czym jeździć. W pewnym momencie poinformowano mnie, że adeptów przejmuje Piotr Żyto z Markiem Mrozem, przez co dano mi do zrozumienia, że jestem już zbędny. Zresztą odnoszę wrażenie, że w klubie od dawna byłem niechciany, tylko komuś zabrakło odwagi, żeby wcześniej otwarcie mi to powiedzieć. Jako ciekawostkę powiem, że podczas meczów ligowych nie zawsze było dla mnie miejsce w parku maszyn, więc bywało, że poczynania zawodników, w tym do niedawna swoich podopiecznych, oglądałem z trybun razem z opolskimi kibicami. Czasami prowadziłem zajęcia w koszulce z nazwą opolskiego klubu, w którym pracowałem w ubiegłym sezonie i proszę sobie wyobrazić, że z tego tytułu naraziłem się na absurdalne zarzuty, bo czym wytłumaczyć brak ze strony tych samych osób jakichkolwiek pretensji do żużlowców Kolejarza, że trenują w kevlarach „reklamujących” obce kluby? Takie zachowania odbierałem jako przejaw złośliwości pod moim adresem.
Wielu pana słowa mogą zaskoczyć, bo w środowisku żużlowym funkcjonuje pozytywny obraz Opola, jako ośrodka, gdzie dużą wagę kładzie się do szkolenia młodzieży. Nie boi się pan, że będąc tak szczerym w tej rozmowie może się pan komuś narazić?
Żeby była jasność, tutaj nie chodzi o mnie, że się żalę, czy z czegoś tłumaczę, bo przecież nie muszę tego robić wcale, tylko o opolski żużel i jego przyszłość. Ten pozytywny obraz, o którym pan redaktor raczył wspomnieć, jest efektem dwuletnich działań w żużlu osób z Hawi Racing Team, z którymi przez rok też pracowałem i taka jest prawda. Może faktycznie komuś się narażę i być może mnie za to dotkną jakieś reperkusję, ale uważam, że należy mówić po męsku jak jest. Moje uwagi przekazywane prezesowi Grzegorzowi Sawickiemu w trakcie sezonu nie przyniosły żadnych pozytywnych zmian.
Już wcześniej nosiłem się z zamiarem, aby publicznie o tym wszystkim powiedzieć, co jest nie tak, ale uznałem, że nie będę tego robić w trakcie sezonu, bo dobro klubu jest najważniejsze. Jednak sezon żużlowy w Opolu dobiegł do końca przedwcześnie, więc teraz należy dokonać jego w miarę obiektywnego podsumowania. W stosunku do poprzednich lat miała być nowa jakość, jak zapowiadał prezes, ale poza sprawami wizerunkowymi tak naprawdę tego nie było. To klub Hawi Racing zbudował podwaliny dla opolskiego żużla, które teraz zburzono, a to oczywiście musiało w jakiejś części przełożyć się na obecny wynik sportowy. Czy komuś na tym zależało? – można snuć tylko domysły. Szkoda, że tak się stało, bo nie tak miało być. Klub, to nie jest towarzystwo wzajemnej adoracji, musi być zarządzany w sposób odpowiedzialny i przewidywalny oraz posiadać mocne podstawy finansowe do działania.
Do jakich zmian powinno dojść pana zdaniem w Opolu?
W klubie powinien być dokonany taki podział ról, aby zarząd i każdy z jego członków mógł racjonalnie i obiektywnie, w sposób nie budzący jakichkolwiek wątpliwości rozliczać pracowników, w tym szkoleniowców, z wykonywanych przez nich obowiązków. Wszystko odbywać powinno się oczywiście przy zachowaniu określonych zasad etycznych i nie stojących w sprzeczności ze statutem, regulaminami obowiązującymi w żużlu i innymi dokumentami prawnymi – a czy tak jest w Towarzystwie Sportowym Kolejarz Opole, niech odpowiedzą sobie na to obecni działacze, członkowie klubu i zainteresowani kibice, mając także na uwadze to, o czym mówił Adam Giernalczyk w wywiadzie dla WP SportoweFakty.
W takim układzie jaki funkcjonuje w klubie nie widzę, aby było dla mnie miejsce, dlatego chciałbym podziękować Andrzejowi Hawrylukowi za szansę jaką mi stworzył, dzięki której ponownie znalazłem się przy żużlu. Mam nadzieję, że w przyszłości dane mi jeszcze będzie pracować w tym sporcie. Dziękuję także za współpracę wszystkim osobom, które mi pomagały, były życzliwe i wspierały w trudnych chwilach, zaś moim podopiecznym życzę, aby doświadczenie, które starałem się jak najlepiej im przekazać, wkrótce zaprocentowało w osiąganych przez nich wynikach i prezentowanej postawie na torze. Pozdrawiam także wszystkich opolskich kibiców speedwaya, z którymi z pewnością będę się spotykał na trybunach podczas imprez żużlowych.
źródło: www.sportowefakty.wp.pl/zuzel/710214/wojciec h-zaluski-moje-rozliczenie-z-kolejarzem-nie- widze-tam-dla-siebie-miejsca-